Dlaczego APIC a nie pdca?
O ile z dużym spokojem mogę założyć, że spotkaliście się ze skrótem PDCA, o tyle z równie dużym spokojem i zrozumieniem przyjmuję, że o APIC lwia część z Was nie słyszała. Better late than never, rzecz jest na maksa przydatna przy konstruowaniu wszelkiego rodzaju planów większych działań. Zapraszam zatem, w parę minut ogarniecie w czym rzecz.
Na wszelki: PDCA to skrót od Plan-Do-Check-Act, znanego też (szczególnie kujonom, hi 5!) jako cykl Deminga. William Deming to człowiek, któremu zawdzięczamy mega rozwój w obszarze zarządzania jakością. W szczególności siedział w statystycznym, zarządzaniu procesami. Teraz byśmy powiedzieli, że był Data Driven, zanim to było modne - od razu serduszko szybciej bije;)
Long story short, ten akronim układa całą pracę nad procesami w iteracyjny cykl mający na celu ciągłą poprawę jakości. Pierwsza wersja, jeśli wierzyć tej publikacji, powstała już w 1950. Mniej więcej w tym czasie wystartowała też metodologia design thinking. Przypadek? NIE SĄDZĘ.
Przy zarządzaniu procesami to czyste złoto. Niemniej, przy konstruowaniu planów działań, często bardziej lub mniej zasłużenie nazywanych strategiami, wolę delikatnie inne podejście - APIC. To też oczywiście skrót, bo wiadomo że jak nie skrót albo cyferka z literką, to się nie liczy. Ale zapamiętałam i działa.
APIC czyli Analysis - Planning - Implementation - Control. To również jest opis iteracyjnego procesu. Poznałam je w trakcie nauki na CIM i była to trudna miłość od pierwszego wejrzenia;) Dlaczego? Bo inaczej niż PDCA rozkłada akcenty. I w mojej ocenie do procesu planowania nadaje się jakiś milion razy lepiej.
Trochę pisałam o tym w artykule o SWOT i tu może troszkę rozwinę. Zgodnie z newtonowskim prawem zachowania energii, na moim podwórku opisywanym jako crap in-crap out, z planu nie wyjmiesz bardziej jakościowych rzeczy, niż te, które włożysz, żeby zasilić ten proces. Zatem
BEZ PRZYGOTOWANIA ANALITYCZNEGO NIE PODCHODŹ
szczególnie jeśli naprawdę zależy Ci, żeby coś wyszło i Twoja prezentacja na koniec dnia miała wartość wykraczającą poza walor estetyczny. Dlatego też ten pierwszy punkt, Analiza, jest czymś co wybrzmiewa w tym zapisie mocno i tym mocniej, im lepiej rozumiesz, o co w całym tym zamieszaniu z planowaniem chodzi.
Tak jak pisałam w krótkim tekście o SWOT, powstałym “w afekcie”, to jak przygotowani przystępujemy do działań, jak dobrze obejrzaną mamy planszę, na której odbywa się rozgrywka i zasoby, którymi dysponujemy wpływa na to, jakie szanse będzie miała nasza strategia w zderzeniu z rzeczywistością.
Dlatego też APIC to była i jest trudna miłość, bo uziemiając planowanie w danych i wnioskach z nich, jednak zmusza do tego, żeby przysiąść fałdy i przekopać się przez informacje i jakoś sensownie je ustrukturyzować. W sumie o tym też napiszę, następnym razem :) Ta dobra analiza i rycie i poszukiwanie, z jednej strony budzi w człowieku instynkt detektywa i odkrywcy. Z drugiej, moje odczucie jest takie, że często siadam do weryfikacji pewnych obszarów w nastroju półdepresyjnym bo OMG jakie to nudy są… Ale wystarczy parę rundek zagłębiania się w temat, najlepiej rozmów z ekspertami i okazuje się że oto właśnie odkrywam totalnie fascynujący obszar, w którym nie dość że tyle nowych rzeczy, to one jeszcze tak niesamowicie splatają się z innymi tematami.. i aż człowieka korci, żeby od razu lecieć do konkluzji ;)
I na nie miejsce jest w SWOT :D Z którego znowu osobiście lubię robić punkt odbicia do podejścia scenariuszowego, na bazie którego budujemy Plan, który później będziemy Implementować i poddawać Kontroli. Efekty Kontroli oczywiście możemy ująć w kolejnej analizie i cytując klasyka z GTA “ach $%#, tutaj my idziemy znowu” ;)
Nie chcę zamęczać ani siebie ani Was kosmicznie długim artykułem, więc czuję, że tu postawię średnik, bo przecież nie taką zupełnie kropkę. I następnym razem podejmę któryś z wątków, który zostawiłam luzem w tym tekście