buzzword bingo #2 swot
Czyli analogicznie do czegokolwiek napisanego po angielsku, co zawsze brzmi lepiej, cokolwiek wpisane w znany format tabelki ma plus dziesięć do wiarygodności.
Kolejne inspo z bieżących obserwacji otoczenia, jak i historii edukacyjnej na poziomach wszelakich. SWOT: jeśli ktoś jakkolwiek podchodził do nauki zarządzania, zna tę analizę. Unpopular opinion: jeśli ten albo inny ktoś zaczyna robić ją w pierwszych krokach planowania, run for your lives. Bo to znaczy, że nie ma bladego pojęcia, co robi.
SWOT, tak samo jak macierz GE i jeszcze całe stado innych formuł, ma pecha na pierwszy rzut oka wyglądać super prosto. Jak meble z IKEA, które niektórzy usiłują skręcić bez patrzenia w instrukcję, BO TO PRZECIEŻ NIE MOŻE BYĆ TAKIE SKOMPLIKOWANE.
Tak jak meble złożone w ten sposób w sporej części wychodzą koślawe, bez półki, za to z dziurami na śrubki centralnie na froncie, tak do SWOTa trafiają rzeczy wyczytane ze wzoru pęknięć na suficie sali warsztatowej i przeniesione na karteczki. Pół biedy, jeśli niedoróby widać na pierwszy rzut oka, ale zdarza się nie raz, że na podstawie takiej “gruntownej” analizy podejmowane są decyzje o następnych krokach, inwestycjach, rekomendacjach… Strach się bać.
SWOT jest genialnym narzędziem, jeśli potrafi się go używać. Agreguje wyniki analiz środowiska wewnętrznego i zewnętrznego, daje szansę złapać całościowy obraz i jeszcze w bonusie opracować różne scenariusze strategiczne (o tym jakoś rzadziej uczą, a szkoda). Ale to pewien punkt węzłowy analizy, a nie jego start.
No właśnie - zanim wypełnisz formatkę, musisz się przeryć przez dane. To generalnie złota zasada pracy na moich ukochanych obrazkach. Tym się różni manager od przedszkolaka, chociaż nie ukrywam, że radocha z wypełniania, jak już masz gotowy materiał, jest jak przy dobrej kolorowance;)
Przez jakie dane warto ryć i jak na nie patrzeć będzie w następnych odcinkach.
Artykuł pochodzi z mojego Substacka